W tym wpisie opiszę jak dolecieliśmy i gdzie mieszkaliśmy przez 4 dni w Bangkoku.
Jak dojechać?
Z Polski można dolecieć samolotem z Warszawy. Z powodu ogromnej odległości nie ma bezpośredniego lotu, a przesiadka jest zależna od wybranej linii lotniczej. Jeżeli leci nie na ok. 2 tygodnie to można trafić na bardzo promocyjne ceny typu 1700 zł za bilety. My lecieliśmy na 1,5 miesiąca, więc takich promocji nie było dla nas. Najtaniej wychodziła Air China z przesiadką w Pekinie, ale opinie były kiepskie i lot raczej należałby do mało komfortowych i stresujących. W ostatniej chwili udało nam się wyczaić promocje w Qatar Airlines i kupić bilety po 2000 zł, czyli tyle co Air China. Ale za to warunki o niebo lepsze…
Samolot luksusowy, rozkładane fotele, kocyk, poduszeczka, kolacja, napoje, ekran wmontowany w fotel, a nawet szczoteczka i pasta do zębów. Leciało się naprawdę bardzo komfortowo.
Lotnisko w Doha też robiło duże wrażenie. Mieliśmy tam ok. 4 h wolnego czasu, więc przeszliśmy się po nim. Ceny były wysokie (ok 25 za kanapkę), więc nic nie kupowaliśmy. Uwagę zwracała ogromna czystość – wszędzie wokół widzieliśmy pracowników dbających o czystość lotniska. Niektórzy spędzali cały czas w jednej toalecie w kółko ją czyszcząc!
Na lotnisku można też znaleźć pokój do odpoczynku, gdzie można się położyć na fotelach. osobny dla kobiet i mężczyzn, ale w pokoju mężczyzn siedziały też kobiety, więc i ja weszłam.
Następnym samolotem lecieliśmy już bezpośrednio do Bangkoku. Był on ciut starszym modelem niż poprzedni, ale również było w nim całkiem wygodnie. Do tego stewardem okazał się Polak i bardzo się cieszył, że mógł z nami porozmawiać w ojczystym języku. Porozmawialiśmy trochę o naszych i jego planach, mówił, że Bangkok mu się nie podoba, a na Ko Samui nie był, ale słyszał, że jest pięknie.
Kiedy wylądowaliśmy myśleliśmy, że wszystko pójdzie gładko i miło, ale okazało się, że musimy stanąć w kolejce do odprawy celnej. I to jakiej! Ogromnej, wielkiej kolejce, której końca nie było widać… Kiedy doszło się trochę bliżej, można było ujrzeć zawijające się rzędy i setki ludzi… Spędziliśmy w tej kolejce ponad godzinę. Nasze bagaże stały już obok taśmy, ale na szczęście cierpliwie czekały.
Kupiliśmy jeszcze kartę do mobilnego internetu. Bez tego ciężko byłoby się poruszać po mieście. Wymieniliśmy też walutę oraz zjedliśmy nie taki tani posiłek jak Tajlandzkie ceny bo po ok. 120 THB. Na najniższym poziomie lotniska kursuje metro, którym można dojechać do różnych części miasta i w ten sposób znaleźliśmy się nagle w środku Tajlandzkiej metropolii 🙂
Gdzie mieszkać?
My spaliśmy w dzielnicy Sukhumvit, bardziej po wschodniej części miasta. Niedaleko był szpital prywatny, a z drugiej strony było trochę sklepów i plac ze straganami. Niestety do centrum było dość daleko, dlatego być może następnym razem wybraliśmy inna lokalizacje. Mieliśmy za to ciszę i spokój na osiedlu i dość przytulne mieszkanie jak za tą cenę – ok 80 zł/noc. Nocleg znalazłam na Airbnb i nie było z nim żadnych problemów, oprócz początkowym znalezieniem go już na miejscu 🙂
Na koniec powiadamy o naszym przelocie z Polski do Tajlandii i doświadczeniach z tym związanych.