Ciąg dalszy opowieści o Chiang Mai.
Gdzie spać?
Chiang Mai nie jest jakoś bardzo duże, nasz nocleg znajdował się u podnóża gór po zachodniej stronie miasta. Jest to bardzo dobra lokalizacja, bo jest cicho, niedaleko jest uniwersytet, więc jest pełno stoisk z jedzeniem wzdłuż ulicy, a do centrum jedzie się 20-30 min. No i do tego są super widoki i blisko do natury. Mogliśmy dzięki temu podziwiać góry z okna i basenu i poczuć się naprawdę luksusowo 🙂
Nasz nocleg znaleźliśmy na Airbnb, na pewno warto wziąć mieszkanie z klimatyzacją, a jak się da to i z basenem, bo ceny są śmiesznie niskie.
Jedzenie
Mniej więcej to samo co w Bangkoku, ale jeszcze taniej. Wybór jest naprawdę ogromny i można sobie pozwolić na jedzenie w restauracji. Obiad kosztuje ok 5 zł. Do tego wieczorami otwiera się pełno budek z różnymi smakołykami, więc ciężko chodzić głodnym…
Klimat
Do Chiang Mai uciekliśmy od smogu w Bangkoku i rzeczywiście powietrze jest dużo lepsze. Oczywiście w centrum w zakorkowanych ulicach powietrze jest kiepskie, ale tam gdzie mieszkaliśmy było w końcu czym oddychać.
Miasto jest położone bardziej na północ, więc Słońce nie jest aż takie mocne. Oczywiście były duże upały i ciężko było czasami wytrzymać bez klimatyzacji, ale w tym klimacie da się spokojnie żyć.
Temperatura w lutym codziennie wynosiła ponad 30C w dzień, czasem nawet 35! Za to wieczorem robi się przyjemnie chłodno, ale trzeba uważać na komary. Coś za coś.
Ludzie
Podobnie jak w Bangkoku ludzie są bardzo życzliwi, da się z nimi dogadać na migi i cieszą się jak smakuje nam ich jedzenie.
Ludzie często się uśmiechają i wyglądają na zadowolonych.
Ochroniarz na naszym osiedlu salutował Sylwkowi, co wprawiało go nieco w zakłopotanie.
Z niektórymi osobami da się dogadać po angielsku, a z innymi pokazując na migi albo za pomocą translatora. W końcu my chcemy coś kupić, a Tajowie sprzedać, więc każdemu zależy na dobrej komunikacji 🙂