Kiedy planowaliśmy pojechać na kilkudniowe odosobnienie medytacyjne od razu pomyśleliśmy o kursie Vipassany, na którym już byliśmy 2 razy. Jednak na medytacje Vipassana ciężko się dostać i trzeba zapisać się z dłuższym wyprzedzeniem.
Czy można znaleźć coś innego? Otóż tak, znaleźliśmy w internecie odosobnienie Zen w Ośrodku Zen w Młodniku niedaleko Opola. 7 dni medytacji, ok. 8 godzin praktyki dziennie, do tego bliskość natury i wegetariańskie posiłki. Brzmiało obiecująco, dlatego postanowiliśmy pojechać.
W tym roku udało nam się wybrać 2 raz na odosobnienie Zen i nagraliśmy filmik, w którym opowiadamy o naszych wrażeniach.
W tym wpisie dowiesz się:
- Jak wygląda odosbnienie Zen
- Co się robi
- Na czym polega technika medytacji
Pierwszy dzień
Odosobnienie zaczyna się w niedziele po południu od zakwaterowania i krótkiego wprowadzenia. Gospodarz, Hae Mahn Sunim (Sunim = mnich po koreańsku) odebrał nas z dworca. Ubrany w lnianą dłuższą koszulę i spodnie, wyglądał jak prawdziwy mnich.
Ośrodek to nieco unowocześniona wiejska chata z ogródkiem w bardzo bliskiej odległości lasu. Znajdują się w nim 2 pokoje dla gości, pokój gospodarza, kuchnia, łazienka, sala do spożywania posiłków i odpoczynku oraz sala do medytacji.
Spędziliśmy trochę czasu w sali do odpoczynku, przeglądając bogatą biblioteczkę książek i rozmawiając z gospodarzem. Wieczorem odbyło się krótkie wprowadzenie do praktyki, a przez resztę dnia mieliśmy czas wolny.
Na czym polega praktyka?
Praktyka polega na wzbudzania. wsobie wątpliwości i poszukiwania tego, kto doświadcza. Zapraszamy na medytacje prowadzoną z koanem „co to jest” z Sylwkiem, gdzie opisuje on te technikę w praktyce.
Kolejne dni
Rozkład dnia wyglądał tak:
- 5:00 pobudka
- 5:15 – 7:00 medytacja z krótką przerwą
- 7:30 śniadanie + rytuał herbaty
- 8:40 – 9:30 Zen pracy (porządki, wyrywanie chwastów w ogrodzie itp)
- 10:00 -12:00 medytacja z krótką przerwą
- 12:40 Obiad
- 15:00 – 17:00 medytacja z krótką przerwą
- 17:30 Kolacja
- 19:00 – 21:00 medytacja z krótką przerwą
- 22 cisza nocna
Właściwie wszystkie dni wyglądały tak samo oprócz wtorku i czwartku — zamiast jednej praktyki medytacji, idziemy na spacer do lasu (tzw. kąpiel leśna).
W piątek jest dzień milczenia i nie rozmawiamy. I tak jest dużo luźniej niż na Vipassanie — tam milczy się przez prawie cały retreat medytacyjny.
Czasu na medytacje i pobycie ze sobą jest bardzo dużo. Czasem jest to droga przez mękę (natłok myśli, rozproszony umysł, bolące plecy, senność), a czasem praktyka przynosi dużo spokoju, wglądów i odpoczynku.
Położenie ośrodka na wsi, cisza i spokój bardzo pomagają w koncentracji. Do tego w ośrodku praktycznie nie ma zasięgu. Potrzebowaliśmy wyjść na ogródek albo na ulicę, żeby łapać zasięg. To akurat jest plus, ogranicza zbędne korzystanie z telefonu i daje możliwość skupienia się na praktyce.
Spożywanie posiłków
Jedzenie było wegańskie i inspirowane kuchnią koreańską, posiłki 3 razy dziennie, które przygotowywał mnich.
Jedzenie miało formę rytuału, w którym praktykowaliśmy “brak ja” jako odbiorca posiłku, dający i nie przywiązywaliśmy się do smaku posiłku. Każdy miał przypisaną swoją miseczkę wraz ze szmatkami, obrusikiem i sztućcami. Posiłki jedliśmy na ziemi. Każdego poranka mnich wyznaczał 2 osoby, które danego dnia pełniły funkcję nakładających ryż i zupę, oraz nalewających ciepłą i zimną wodę.
Najpierw rozkładaliśmy w odpowiedniej kolejności naczynia i sztućce. Potem dostawaliśmy trochę zimnej wody, którą przelewaliśmy po kolei do różnych naczyń. Następnie ryż do jednej miski i zupę miso do drugiej. Na końcu każdy sam nakładał sobie warzywa (np. żółta rzodkiew piklowana, kimchi, szpinak, marchewka) lub inne dodatki (np. tofu, kotlety sojowe) do zupy — każdy posiłek posiadał różną kombinację dodatków. Do jednej miski z wodą koniecznie trzeba było nałożyć 2 plastry żółtej rzodkwi, która przydaje się później do mycia miseczek.
Następnie wszyscy razem wypowiedzieliśmy buddyjką intencję i przekładali ryż do zupy. Jedną z rzodkwi wraz z wodą wrzucaliśmy do miski po ryżu, żeby wyczyścić miseczkę przy pomocy pałeczek.
Teraz mogliśmy przejść do jedzenia! Ślinka już leciała, pierwsze kęsy zawsze były jak niebo w gębie. To akurat było bardzo ciekawe przeżycie.
Jedzenia potrzebowaliśmy sobie nałożyć tyle, żebyśmy wszystko zjedli. Następnie przechodziliśmy do mycia miseczki po zupie i wypiciu wody z mycia wraz z rzodkwią. To też było dziwne, ale w końcu były to tylko nasze resztki jedzenia.
Następnie dostawaliśmy ciepłą wodę i kontynuowaliśmy mycie. Część wody wypijaliśmy, a czystą wodę przelewaliśmy do naczynia, które miało służyć za pokarm dla tzw. głodnych duchów. Bardzo ważne było, aby żaden paproszek nie wpadł do tego naczynia. Na samym końcu mnich sprawdzał czystość tej wody i jeżeli była brudna, mógł zarządzić rozlanie jej wszystkim i wypicie. To akurat byłoby bardzo nieprzyjemne doświadczenie, dlatego wszyscy uważali, żeby przelać tylko czystą wodę.
Potem wycieraliśmy po kolei sztućce i miseczki, a następnie składali cały pakunek z miskami i ręczniczkami. Na koniec wypowiadaliśmy wspólnie formułę na zakończenie posiłku i to było wszystko. Każdy odkładał swoją miseczkę na miejsce.
W sumie każdy posiłek trwał ok. 30 minut, właśnie z powodu rozkładania miseczek, czekania aż wszyscy będą mieć nałożony posiłek, a potem mycia i wycierania miseczek. Była to bardzo ciekawa praktyka i na pewno rozwijała koncentracje. Dawała też poczucie satysfakcji, gdy po kilku posiłkach, umiałam sama przeprowadzić całą sekwencję z miseczkami.
Inne atrakcje
Ogromną atrakcją jest bliskość lasu, a że byliśmy akurat we wrześniu — grzyby! Prawdziwki, borowiki, maślaki, które aż prosiły się, żeby je zerwać. Nie znaliśmy się za bardzo na grzybach, więc mieliśmy motywację, żeby się lepiej poznać. Bardzo dużo radości sprawiało mi i Sylwkowi zbieranie grzybów, a czasem znajdowaliśmy naprawdę olbrzymie okazy. Przywieźliśmy sporo grzybów, które skończyliśmy suszyć w domu.
Inną atrakcją była spora biblioteczka książek, szczególnie dużo książek o zen, ale również kulinarne, o Korei czy o sztuce Korei. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Pogoda nam dopisała, co sprzyjało także spędzaniu czasu w ogrodzie. Ogród był urządzony (a jakże) w stylu zen. Kamienna stupa, czyli wieżyczka z kamieni, oraz piaskowy basen z większymi kamieniami, były dla nas ciekawą inspiracją. Taki “basen” z kamieniami symbolizuje umysł, który jest wzburzony przez myśli.
Podsumowanie
Pobyt w Ośrodku Zen był bardzo wartościowym doświadczeniem. W małej grupie i w otoczeniu natury mogliśmy zanurzyć się bardzo głęboko w medytacji. Jednocześnie nie byliśmy aż tak bardzo odseparowani od codziennego życia, czyli mogliśmy rozmawiać, być razem ze sobą w pokoju, a czasem nawet zadzwonić i załatwić jakąś pilną sprawę.
To wszystko sprawiało, że praktyka medytacji i wglądy mogły łatwiej integrować się z codziennym życiem. Powrót do rzeczywistości był zdecydowanie gładszy niż powrót z kursu Vipassany.
Ogólnie bardzo polecamy Ośrodek Zen w Młodnikach, który ciągle jest jeszcze remontowany i wygląda coraz lepiej. Jest to dobra alternatywa od kursu Vipassany, jednak bardzo początkującym uczniom może brakować większego wprowadzenia i więcej teorii. Dlatego polecamy szczególnie osobom, które mają już jakiekolwiek doświadczenie z medytacją.
Mamy nadzieję, że ten wpis był dla Ciebie przydatny. Zapraszamy także na wpis o technikach medytacji.